Tuesday, 29 January 2013

Magiczne pudełko i życie od razu staje się prostsze! :)




W większości moich postów dotyczących jedzenia (właściwie to w każdym :P) piszę, że gotowanie to sztuka, która daje radość i przyjemność, łączy ludzi. Dla mnie uosobieniem ideału kucharza (i nie tylko :)) jest Nigella Lawson. Ona gotuje i przede wszystkim je z prawdziwą pasją, z dziecinną radością, jest przy tak zmysłowa, kobieca, urocza, ale nigdy wyzywająca. Oglądanie jej programów naprawdę uzależnia :P Nigella jest oczywiście niepodważalną boginią, ale Jamie Oliver też nie jest mi obojętny ;) Kiedy widzę go zbierającego śliczne, ekologiczne marchewki czy inne cuda natury w swoim ogrodzie i potem gotującego coś prostego i nieziemskiego, wtedy życie od razu staje się lepsze. Kocham go za jego podejście do jedzenia i walkę (w dużej mierze udaną!) ze śmieciowym jedzeniem w brytyjskich szkołach. Żeby moja święta trójca była kompletna brakuje tylko Gordona Ramsaya. Wiem, że czasami wydaje się okrutny, ale jego pasja i zaangażowanie są niewyobrażalne, a kunszt po prostu onieśmiela...


W idealnym świecie przygotowywałabym sobie i innym codzienne idealne śniadania, obiady, kolacje i inne posiłki, ale nie oszukujmy się, życie większości z nas wygląda trochę inaczej. Mi cały dzień zapełnia szkoła i milion dodatkowych zajęć, więc gotuję dopiero po 23 ;P 



Mimo wszystko chcę udowodnić, że w dzisiejszym zabieganym świecie, gdzie jesteśmy cały dzień poza domem, nie mamy czasu na nic, naprawdę nie jesteśmy zdani tylko na gotowe, śmieciowe jedzenie, fastfoody czy zapiekanki z budki. Oto parę moich pomysłów na przetrwanie dnia tylko z jedzeniem na wynos, zrobionym w domu:
-  Przygotowywanie jedzenia najlepiej zacząć dzień przed, a nie rano. Nie oszukujmy się, o poranku nie ma czasu na nic, lepiej zjeść wtedy śniadanie. 
- Całe te gotowanie nie zajmuje więcej niż 30 minut, to chyba nie za dużo? ;)
- Potrzebne będą specjalne plastikowe lub szklane zamykane pojemniczki, w których można wygodnie wszystko przetrzymywać przez cały dzień.
- Najlepiej na początku zrobić sobie podział i wszystko uporządkować. Moje przykładowe kategorie:
1. surowe warzywa i owoce
2. rzeczy opakowane, gotowe
3. kanapki
4. danie główne
5. drobne przekąski
- Kiedy wszystko już rozplanujemy to bierzemy się do pracy! ;)
1. W doborze warzyw i owoców obowiązuje tylko jedna zasada - sezonowość. Takie warzywa i owoce mają mniej chemii i na pewno są o wiele smaczniejsze. O tej porze roku wybór mamy dość ubogi, ale dla chcącego nic trudnego ;) W sezonie zimowym z owoców wybieram jabłka, pomarańcze, mandarynki, grejpfruty czy banany, natomiast z warzyw - marchewki, papryki, cykorie, awokado... Pamiętajmy, że codziennie potrzebujemy kilku porcji surowych warzyw i owoców!
2. Oczywiście wolałabym jeść tylko nieprzetworzone składniki, ale nie zamierzam generalizować, że wszystko co gotowe jest złe, niektóre takie produkty mogą być wartościowe. Ostatnio przekonałam się do słoiczków dla małych dzieci (np. Hipp), są to zazwyczaj musy owocowe z dodatkiem jogurtu, twarożku czy kleiku orkiszowego. Są przeznaczone dla małych dzieci dlatego nie zawierają żadnej chemii czy dodatkowego cukru. Jak dla mnie są bardzo smaczne i idealne na drobną przekąskę. Poza tym przepadam też za musami z owoców do wyciskania (np. Gogo Squeez). Oczywiście gotowe są też jogurty, ale naprawdę nakłaniam do tych naturalnych. Po co te dodatkowe ulepszacze skoro każdy sam może "doprawić" swój jogurt ;) W lecie dodałabym do niego pyszne, pachnące maliny czy truskawki, ale teraz muszę się zadowolić jogurtem z bananem, płatkami orkiszowymi, orzechami włoskimi, rodzynkami...
3. W kanapkach wszystkie chwyty są dozwolone, ale trzeba przestrzegać jednej podstawowej zasady - pieczywo tylko pełnoziarniste! Ważne też, żeby pamiętać o jakimś zielonym wkładzie - od czego mamy różne gatunki sałat i świeże zioła :) 
4. Danie główne na wynos powinno być: szybkie, łatwe, smaczne na zimno i zdrowe. Dlatego jak dla mnie możliwości jest mnóstwo ;) Powinno mieć przede wszystkim bazę - kaszę gryczaną, ryż, pęczak, makaron i tylko od nas zależy co do tej bazy dodamy. Ja zawsze dodaję mnóstwo gotowanych, duszonych czy smażonych warzyw. Wszystko dodatkowo łączę serem i doprawiam ziołami. Ale możemy też dodać kawałki kurczaka. Każdy dokłada to co lubi :) Makaron z jakimś prostym pesto też jest według mnie fajnym pomysłem. Oczywiście nie musimy ograniczać się tylko do jednego głównego dania. Ja jeszcze przygotowuję sobie coś lżejszego, ale także sycącego. Może to być jakaś sałatka. Dla mnie podstawą każdej sałatki są pomidory, oliwki, kapary, oliwa z oliwek, ocet balsamiczny, różne świeże i suszone zioła i potem dodaję to na co mam akurat ochotę - jakiś ser (parmezan, mozzarellę), szynkę parmeńską, czy tuńczyka lub sardynki z puszki (kolejne gotowe produkty które toleruję ;)) Pamiętajcie możliwości jest mnóstwo, bądźcie kreatywni! :)
5. Pod hasłem drobne przekąski kryją się różne produkty, które dobroczynnie wpływają na nasz mózg, czyli - orzechy (włoskie, laskowe, ziemne, brazylijskie, nerkowce, migdały), suszone owoce (morele, śliwki, figi, truskawki, rodzynki, nasiona (słonecznika, dyni), kiełki, kawałek czekolady (ale minimum 70% kakao, można się przyzwyczaić ;))


Jedzenie co prawda mamy, ale o napojach też nie można zapominać. Zawsze proponuję wodę, ale rozumiem, że niektórzy jej nie trawią ;P Dlatego sugeruję picie soków, najlepiej świeżo wyciskanych. Te kupne, niejednodniowe, nawet jeżeli mają 100% owoców są niestety pasteryzowane, przez co tracą większość witamin. Pasteryzacja działa tylko dobrze na sok pomidorowy, po przetworzeniu jest w nim więcej likopenu (substancja, która działa zbawiennie na nasz organizm :)). Dlatego gorąco polecam sok pomidorowy! Ja najbardziej lubię sok marchwiowo, jabłkowo, cytrynowy. Trzeba przy tym pamiętać, że do większości soków warzywnych musimy dodać przynajmniej kroplę oliwy, ponieważ dużo witamin w nich zawartych rozpuszcza się tylko w tłuszczach. Jeżeli nie macie możliwości robienia samemu takich soków poszukajcie soków jednodniowych, naprawdę warto :) 








Różowy pojemnik - jogurt z bananem, płatkami owsianymi, orzechami włoskimi i rodzynkami, czekolada (73% z zieloną herbatą), suszone truskawki, orzechy włoskie, rodzynki
Niebieski pojemnik - pokrojone, surowe jabłko, marchewka, papryka i cykoria
Zielony pojemnik - sałatka z pomidorami, oliwkami, kaparami, sardynkami, oliwą z oliwek, octem balsamicznym, suszonymi ziołami i świeżą bazylią
Pomarańczowy pojemnik - smażona kasza gryczana z kawałkami papryki, pomidorów, brukselki i marchewki, z dodatkiem parmezanu, doprawiona ziołami
Poza tym - mandarynki, banany z twarożkiem (Hipp), mus z owoców (Gogo Squeez)


Koszula – Abercrombie&Fitch, sweter – Benetton, bransoletka – Les Néréides


Mój wywód był straaasznie długi, ale jeżeli choć jednej osobie trochę pomogłam to było warto :) Smacznego i wytrwałości! :)


fotograf: Oleszka/Mamulka

Monday, 21 January 2013

W chustę "okutana"

Od pewnego czasu dręczy mnie "blogowe rozdarcie", czyli stan, który prędzej czy później dopada prawie każdego blogera, szczególnie modowego. Bo czym właściwie jest blog modowy? Mój z założenia miał być "artystyczny", pokazywać coś nowego, traktować modę jak sztukę, ale z drugiej strony miał być mój, pokazywać mój styl, moje podejście do mody. Założenia były górnolotne, ale w praktyce nie wszystko chciało się już tak idealnie układać. Każdy post miał być absolutnym objawieniem, z genialnymi zdjęciami, niesamowitym strojem i świetnym tekstem. Ja, ambitna siedemnastolatka, myślałam, że comiesięczne analizowanie modowej prasy (Vogue i Harper's Bazaar), czytanie książek o ikonach mody, historii mody, stylu...i tym podobnych wystarczy do kreowania mody. Nie wystarczy. Ale na pewno pomaga zrozumieć czym jest moda. Przed założeniem bloga byłam dziewczyną zakochaną w obrazkach z Vogua, która przy okazji potrafi się ubrać. A teraz jestem dziewczyną, która wreszcie zauważyła, że moda to nie tylko haute couture i piękne zdjęcia. Co prawda moda cały czas jest dla mnie sztuką, ale teraz dodatkowo użytkową. Bo tak naprawdę ma wpływ na każdego. Ubiór w ogromnej mierze odzwierciedla człowieka. Każdy chce wyglądać atrakcyjnie, a moda jest takim światem ludzkich marzeń, pragnień, który jest na wyciągnięcie ręki.

Przed dzisiejszym postem miałam dylemat, bo właściwie nie wiedziałam co chcę przekazać..."Cześć, to ja, Oleszka, pozuję w dziwnie założonej chuście i jest fajnie" Trochę nie bardzo to brzmi, więc zawsze mogłam napisać o swoich inspiracjach - przepiękne kampanie reklamowe Hermèsa czy pierwsza sesja we francuskim Vogue jeszcze wtedy nikomu nieznanej Daphne Groenveld..., ale wtedy byłabym odtwórcza, a cnotą dzisiejszych czasów jest przecież kreatywność! Dlatego napiszę o wizji, która powstała w czeluściach mojego umysłu, gdzie mam nadzieję jeszcze zostało trochę wyobraźni. Powstała wizja chusty, która jest nie tylko jakimś tam dodatkiem ale gra główną rolę, jest całością. 
W modzie można wszystko, bo każdy sam sobie wyznacza granicę. Blog dał mi przede wszystkim większą pewność siebie, wyjście na ulicę w samej chuście zamiast bluzki, nie wydaje mi się już nierealnym pomysłem ;)



Chusta  –  Hermès, spodnie – I LOVE H81, naszyjnik - vintage


fotograf: Szymon Pawica/Michał Stańczyk

Monday, 7 January 2013

Pochłonięta przez rybę...czyli skorupiaki i ryby u Kurta Schellera

Chociaż teraz jestem prawdziwą rybo-maniaczką to muszę przyznać, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na początku nasze relacje zawężały się tylko do pola: ja – szyba - rybki (a potem i tego zabrakło jak akwarium pękło...), jednak szczerze mówiąc większy kontakt miałam z łososiem, który lądował przynajmniej raz w tygodniu na moim talerzu. Nie cierpiałam tych spotkań (łosoś pewnie też ;p), jednak moja mama cierpliwie, troszcząc się o moje zdrowie wmuszała we mnie tę biedną, znienawidzoną przeze mnie rybę... Były też inne, niewinne morskie stworzonka do których (delikatnie mówiąc) miłością nie pałałam, bo moje dziecięce podniebienie nie potrafiło docenić ich smaku, tolerowałam najwyżej paluszki rybne (które mają raczej mało wspólnego z prawdziwą rybą ;p). 

Kiedy nastąpił ten przełom? Przejście z skrajności w skrajność? Nie potrafię tego powiedzieć, to był proces ciągły, małymi kroczkami stałam się prawdziwą rybo-fanką! ;) Na początku zaakceptowałam ryby, potem powoli owoce morza i inne morskie stwory. Teraz (to mnie wręcz przeraża ;p) zjadłabym chyba wszystko co pochodzi z głębin oceanu ;) 

To co napiszę będzie trochę dziwne (mnie to w każdym razie lekko niepokoi ;p).
Na kursie przygotowaliśmy ryby od początku do końca…, co wiąże się z ich wypatroszeniem. Przede mną leżał piękny, dorodny, jędrny, pachnący jeszcze morzem okoń… i trzeba było wziąść się do pracy ;) Patroszenie może wydawać się straszne, ale szczerze mówiąc mi pozwoliło jeszcze bardziej zrozumieć istotę gotowania. Z żadnym filetem nie połączyła mnie taka więź jak z tym okoniem, żadnej ryby nie obdarzyłam takiem uczuciem. Kiedy przygotowujesz rybę od początku do końca, delikatnie zdejmujesz łuski, usuwasz wnętrzności i potem z czułością wmasowujesz przyprawy, zioła, oliwę, wino… wtedy ta ryba nie jest już tylko potrawą, jest Twoim dziełem, którym chcesz się dzielić z innymi. Życzę Wam wszystkim gotowania z miłością, wtedy nawet najprostsza potrawa będzie nieziemska ;)))
Mój kochany okoń morski :)

 Składniki:
- Cały okoń morski
- Pomidory
- Białe wino
- Oliwa z oliwek
- Posiekana natka pietruszki
- Zioła prowansalskie
- Liście laurowe
- Sól i pieprz

 Przygotowanie:
Rybę przyprawiamy solą, pieprzem, ziołami prowansalskimi, robimy płytkie nacięcia na grzbiecie i wkładamy w nie liście laurowe. Dodajemy pomidory, odrobinę białego wina i oliwy z oliwek oraz natkę pietruszki. Owijamy rybę w papier i zawiązujemy z dwóch stron. Pieczemy przez 15 minut w piekarniku rozgrzanym do temperatury 180 stopni.

Genialne w swej prostocie małże po prowansalsku ;)
Składniki:
- Małże omółki (około 200 g na osobę)
- Drobno pokrojona cebula
- Białe wino
- Posiekana natka pietruszki

Przygotowanie:
Gotujemy białe wino z cebulą i natką pietruszki. Do gotującego się wina dodajemy małże i gotujemy je przez około 4-5 minut. Banalnie proste i przepyszne ;)
Bliny z kawiorem

Nieziemskie świeże ostrygi z marynatą z octu z czerwonego wina, tabasco, chilli i cebuli 

Medalion łososia z musem z owoców morza i sosem beurre blanc

Krewetki w curry i stek z tuńczyka w kaparach

Przepis na krewetki był w poprzednim poście, a stek z tuńczyka to jedno z moich ulubionych dań, ja uwielbiam niedosmażonego, jeszcze surowego w środku, do tego smażona na oliwie papryka, cebula, oliwki, kapary i można powiedzieć, że jestem w niebie ;)
Smacznego! J


fotograf: Oleszka
miejsce: Akademia Kurta Schellera
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...