Sunday, 20 October 2013

My private 'choc-tail' party

Prawie rok temu pisałam o mojej słodkiej wizji świata (czyli wizji z punktu widzenia osoby, która myśli żołądkiem ;)). Stwierdziłam, że świat jest tak naprawdę bardzo prosto skonstruowany: dzieli się na ciasteczkowych potworów i czekoladoholików. 

Nearly a year ago I was writing about my sweet vision of the world (it means a vision from the viewpoint of the person who thinks using stomach pretty often ;)). It has occurred to me that the world is at bottom really simply constructed: it is divided into cookie monsters and chocoholics. 

I o ile mnie pamięć nie myli, już Wam opisywałam moje liczne czekoladowe romanse (tak, tak, zaliczam się do tej drugiej grupy ;)), dlatego dziś będzie o moim nie tak dawnym odkryciu, o książce, która mam nadzieję odmieni oblicze mojego... piekarnika? :p

If my memory serves me right, I have been describing you my numerous chocolate romances (bang on, I count among this second group ;)), that is why I have decided that today I am showing you my latest swag, a book that will change (at least I hope so) the visage of my... oven? :p



Ghirardelli... mówi coś Wam ta nazwa? Miłośnikom czekolady powinna :) Jest to jedna z najstarszych i najbardziej znanych manufaktur czekolady w Stanach, której wyroby kusiły mnie po prostu na każdym kroku i pod każdą postacią podczas mojej ostatniej podróży (szczególnie w San Francisco). Nic w tym dziwnego, w końcu Domingo Ghirardelli, młody, włoski praktykant, wyjechał ze swoimi słodkimi marzeniami właśnie do San Francisco i tam rozpoczął swoją czekoladową przygodę. 
Kiedy podczas mojego pobytu w SF zwiedzałam dziesiątą z rzędu manufakturę, fabrykę, pijalnię czy sklep... (oczywiście wszystko czekoladowe), ujrzałam ją - 'The Ghirardelli Chocolate Cookbook' i już wtedy wiedziałam, że dzięki niej życie moje i moich znajomych stanie się dużo bardziej słodkie niż dotychczas :) 

Ghirardelli - does it ring the bell? What is your first association? If you are a chocolate lover and you don't know what is going on... you should fell deep shame! This is one of the most famous and oldest chocolate company in the USA whose products were alluring me simply wall-to-wall and in every form during my latest trip (especially in San Francisco). It is not surprising, at last Domingo Ghirardelli, a young Italian apprentice, followed his sweet dreams precisely to San Francisco and his chocolate adventure began there. 
When during my stay in SF I was visiting (for the umpteenth time) chocolate manufacture, pump room, factory, store and so on... I could see it - 'The Ghirardelli Chocolate Cookbook' und at this very moment I have already known that thanks to this very book my and my friends life becomes much sweeter than before :) 

A co byście powiedzieli na 'choc-tail' party? Czyli imprezę, w której główną rolę odgrywa właśnie nasza bogini czekolada...;) Wszyscy 'uzależnieni' oddają jej cześć poprzez przemienianie jej w nieziemskie desery, poprzez próbowanie, smakowanie, delektowanie się jej wyglądem, smakiem, zapachem, fakturą... Zamiast pochłaniać bezmyślnie tonę czekolady, spróbujcie zabawić się w smakoszy, a co tam, zaciągnijcie się po prostu czekoladą! ;)

Are you looking for a new way to make parties more memorable and special? Host a 'choc-tail' party! I mean a kind of a meeting in which the chocolate goddess plays the leading role ;) You are gathering entirely around chocolate... and all 'addicted' worship the goddess transforming her into a plenty of amazing chocolate desserts, savouring her with all their senses, admiring her appearance, aroma, texture, flavor... Instead of shifting a tonne of chocolate, try to fell like a real gourmet, simply pull at chocolate! ;) 



Dzisiaj pierwszy z przepisów z mojej czekoladowej Biblii i to zarówno dla czekolado- jak i ciasteczkoholików :)

Today I am showing you the first recipe from my chocolate Bible, not only for the choco- but also cookieholics :) 

Ultimate double chocolate cookies 
(for 24 cookies)

360 g czekolady gorzkiej (60% lub więcej kakao / 2 cups bitter chocolate chips (at least 60% cacao)
6 łyżek stołowych niesolonego masła/ 6 tablespoonfuls unsalted butter
3 duże jajka/ 3 big eggs
200 g cukru/ 1 cup sugar (or less ;))
40 g mąki/ 1/3 cup all-purposed flour
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia/ 1/2 teaspoonful baking powder
360 g czekolady mlecznej/ 2 cups milk chocolate chips 

Rozpuszczamy gorzką czekoladę w kąpieli wodnej, mieszając do momentu aż będzie płynna i aksamitna. W dużej misce ubijamy za pomocą miksera jajka z cukrem na gęstą i puszystą masę, następnie dodajemy delikatnie do rozpuszczonej czekolady cały czas mieszając. W małej miseczce mieszamy mąkę razem z proszkiem do piecznia i dodajemy razem z wcześniej pokrojoną na małe kawalki mleczną czekoladą do czekoladowej masy. Wszystko bardzo delikatnie mieszamy. Następnie dzielimy miksturę na dwie cześci i z każdej za pomocą folii kuchennej kształtujemy dwa walce o średnicy 5 cm i długości około 20 cm. Ciasto może być miękkie, dlatego owijamy je dość mocno folią, żeby zachowało kształt walca. Następnie zchładzamy przynajmniej godzinę, aż mikstura stężeje. Rozgrzewamy piekarnik do 190 stopni Celsjusza i wykładamy blachę papierem do pieczenia. Schłodzone ciasto odwijamy z folii i za pomocą ostrego noża kroimy na 2 cm plasterki, które na blasze układmy w odległości 3-4 cm od siebie. Pieczemy przez 12-14 minut, do momentu aż wierzch będzie chrupiący a wnętrze ciągle płynne. Odkładamy do ostygnięcia. Można je przechowywać w szczelnym pojemniku przez tydzień, ale... szczerze mówiąc nie zobaczycie już ich następnego dnia ;) To gwarantuję! :)

Melt the bitter chocolate chips and butter in a heatproof bowl over barely simmering water, stirring occasionally until smooth. In a large bowl, beat the eggs and sugar with an electric mixer until thick; stir in the chocolate mixture. In a small bowl, stir together the flour and baking powder; stir into the chocolate mixture. Gently mix in the chocolate chips. Using a sheet of plastic wrap, form the dough into two logs, each 2 inches in diameter and about 8 inches long. Because the dough will be quite soft, use the plastic wrap to hold the dough in the log shape. Wrap tightly; refrigerate for at least 1 hour or until firm. Preheat the oven to 375 degrees Fahrenheit. Line a cookie sheet with parchment paper. Unwrap the dough. With a sharp knife, cut the dough into 3/4-inch slices. Place the slices 1 and 1/2 inches apart on the prepared cookie sheet. Bake for 12 to 14 minutes, until a shiny crust forms on the top of the cookies but the interior is still soft. Let cool on the cookie sheet. Then remove from the cookie sheet with a metal spatula. Store in an airtight container at room temperature for up to one week. But frankly speaking you will be probably forced to bake them next day as well ;)

Photos, backing:  Weronika Kowalczyk,  Oleszka  

Friday, 4 October 2013

Hostel 'Fabryka'

Wiecie co najbardziej lubię w podróżach? Ktoś kto mnie dobrze zna odpowie zapewne - jedzenie ;) Ale jest coś jeszcze. W każdym nowym miejscu, który uda mi się odwiedzić, najbardziej fascynującym dla mnie aspektem są ludzie. Ich emocje, zachowania, zwyczaje, stroje, dziwactwa, uśmiech... dosłownie wszystko. Jestem takim bezczelnym podglądaczem, który chce zatrzymać chwilę, czy to w pamięci czy na fotografii. W podróży czuję, że się rozwijam, świadomie czy nawet podświadomie poszerzam swoje horyzonty, zaczynam rozumieć więcej. Specyfikę danego miejsca można poznawać na różne sposoby. Żaden nie jest lepszy czy gorszy, po prostu każdy inaczej odbiera otaczający nas świat. Dla mnie kluczem do poznania jest przede wszystkim kuchnia danego regionu oraz wygląd tamtejszej ludności. O kuchni, gotowaniu i wszystkim z tym związanym dzisiaj już się nie rozpisuję (jak może niektórzy zauważyli wałkowałam już ten temat w paru poprzednich postach ;)). Natomiast chciałabym sprecyzować czym jest dla mnie wspomniany wyżej wygląd. Według mnie są to wszystkie bodźce, które można wychwycić bez bezpośredniego kontaktu z daną osobą czy grupą osób. Jest to mowa ciała, zapach, nie tylko strój, ale i sposób jego noszenia. Wszystkie te drobne detale pozwalają zrozumieć lepiej człowieka czy daną społeczność. Podejście do siebie, do innych ludzi, lęki, oczekiwania, inspiracje... to jest dla mnie moda, czyli po prostu ludzie. 

Do you know the thing I love the most about travelling? People, who are going back with me, would probably answer that it is cuisine ;) But you should know that this is not enough. For me the most fascinating side of discovering new places are the people. Their emotions, behaving, habits, a dress, weirdnesses, smiles... to be exact nearly everything. I am such a shameless 'peeper' who simply wants to keep the moments, either in the memory or in the picture. When I am travelling I feel that I am the whole time on the move, consciously or even subconsciously I broad my mind and knowledge, I understand more and more. You can get to know the character of the place in various ways. None of them is better or worse, every person receives differently the world surrounding us. For me the key to recognition is most of all the cuisine of the particular region and the looks of the local people. Today I am not going to write volubly about the cuisine, cooking and so on (maybe some of you have already noticed that I have been rolling this very topic in many of my previous posts ;)). Instead of it I would like to precise what this above mentioned looks actually is. For me these are all the impulses you are able to get without a direct contact with the particular person or a group of people. This is a body language, a smell, not only a dress, but also the way of wearing. All these small details enable you to understand better a man, a society. An attitude to yourself and towards other people, fears, expectations, inspirations... for me this is the fashion, simply people. 

Kiedy po jakiejś podróży wracam na dłużej do domu, zaczyna mi brakować tej ciągłej nowości. Tracę tę cudowną ciekawość ludzi i świata, ten zmysł 'podglądacza'. I wiecie co? Stwierdziłam, że jest jestem idiotką. Mieszkam we wspaniałym, choć niedoskonałym, często nierównym, ale naprawdę inspirującym mieście - Warszawie. Dzięki paru cudownym osobom odkryłam, że warto poświęcić uwagę temu co pozornie wydaje się oczywiste, takie codzienne, a wcale takie nie jest. Postanowiłam powoli poznawać Warszawę, krok po kroku odkrywać jej tajemnice. Na początek Praga i nieoczekiwane zdjęcia w hostelu 'Fabryka'. Zwykłe wejście do jakiegoś budynku może być początkiem jakiegoś nowego doświadczenia, przygody, znajomości... w każdym razie ja poznałam nowe oblicze Pragi, bezpośredniość i otwartość jej mieszkańców. Wniosek? Nigdy nie tracić ciekawości, naprawdę nigdy i nigdzie. 

It is always the same, like after my last travel. Hardly had I returned home after it when I started to miss this unbroken feeling of novelty. I have lost this marvellous curiosity of the world and people, this sense of 'peeper'. And do you know what? I have come to a conclusion that I am an idiot. I am living in a great, but not so flawless, often unequal, but truly inspiring city - Warsaw. Thanks to same wonderful people it has occurred to me that it is really worth spending some time on seemingly obvious and everyday things. I have decided to get to know Warsaw, step by step uncover its secrets. At the beginning - the Warsaw Praga and unexpected photos in the hostel 'Fabryka'. An usual entry to a building could be a beginning of a new experience, adventure or acquaintance... anyway I have known a totally new visage of Praga, a simplicity and frankness of the local people. The conclusion? You should never lose your curiosity, never ever, I say it and I mean it. 


Sweater - Benetton, shorts - made by Oleszka, shirt - Tommy Hilfiger, necklace, hat - Forever21, watch, bag - Michael Kors, shoes - Ecco







Skirt, hat - Forever21, top - American Apparel, jacket - H&M, shoes - Guess by Marciano

 Place: Praga, hostel 'Fabryka'  
Photos:  Weronika Kowalczyk, Sebastian Zieliński
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...