Monday 30 December 2013

The perfect risotto

Jako zdeklarowana miłośniczka włoskiej kuchni postanowiłam wreszcie zdradzić Wam tajemnicę idealnego risotto. W końcu po poście o różnorakich pastach nie mogło zabraknąć i tego włoskiego specjału. Nie zapominajmy, że dla Włochów z północy risotto jest tym czym makaron dla Włochów z południa - czyli absolutną świętością! :) 

As a declared lover of the Italian cuisine I've decided to reveal finally a secret of the absolutely perfect risotto. Taking into consideration that some weeks ago I made a post about various kinds of pasta I've come to a decision that you, mu dear readers, should be taught how to prepare this very Italian specialty. Do not forget that risotto for the Italians from the north is equally crucial as pasta for the Italians from the south, they treat risotto as an absolute holiness! :) 

Składniki na risotto podstawowe/ Ingredients for the basic risotto 
- ryż do risotto (arborio)/ risotto rice (arborio)
- bulion warzywny, mięsny lub rybny (na jedną szklankę ryżu trzy szklanki bulionu)/ vegetable, meat or fish stock (for the one cup of rice use three cups of stock)
- cebula, najlepiej szalotka/ onion, the best spring onion
- białe wytrawne wino/ white dry wine 
- dobry jakościowo parmezan/ good quality Parmesan 
- masło/ butter
- oliwa z oliwek/ olive oil 
- świeżo mielony pieprz/ freshly ground pepper 
Na początku musimy przygotować bulion. JA SIĘ NIE ZGADZAM NA ŻADNE KOSTKI, więc jak zamierzacie takowej użyć to w sumie możecie dalej nie czytać, risotto i tak będzie nieudane. Bulion może być warzywny, mięsny lub rybny w zależności od tego jakie składniki chcecie jeszcze dodać i jaki smak osiągnąć. Jeśli zamierzacie do risotto dodać np. krewetki to najlepiej sprawdzi się bulion rybny, natomiast jeśli będziecie przygotowywać np. risotto grzybowe to wtedy bulion warzywny będzie najlepszym wyborem. Ja zazwyczaj wykorzystuję bulion warzywny, ponieważ wtedy smak risotto jest delikatniejszy, a dodatkowo przy doborze odpowiednich przypraw i ziół możemy lepiej dopasować smak bulionu do charakteru risotto. Po przygotowaniu bulionu bierzemy się za risotto. W głębokim garnku podsmażamy na oliwie z oliwek i maśle (są dwie szkoły, niektórzy wybierają dziewiczą toskańską oliwę, inni prawdziwe kremowe masło, a ja - wyznawczyni kompromisów łączę te dwie szkoły ;)) drobno posiekaną cebulę lub szalotkę. Ważne żeby jej nie przesmażyć, staramy się ją tylko zeszklić, następnie dodajemy cały ryż, całość mieszamy i smażymy przez chwilę. Każde ziarenko powinno pokryć się warstwą tłuszczu i zostać w ten sposób 'zabezpieczone'. Kolejnym etapem jest dodanie wina, które nadaje risotto prawdziwego charakteru. Oczywiście nie całą butelkę, zazwyczaj wystarczy kieliszek, który wlewamy i mieszamy do momentu aż wchłonie go ryż. Następny etap jest najważniejszy, ponieważ wymaga naszej uwagi i MIESZANIA, co niektórych może zniechęcić ;) Zaczynamy wlewać bulion (ważne - gorący), oczywiście nie cały od razu, powoli, etapami. Wlewamy pierwszą partię, mieszamy (delikatnie, nie nerwowo czy zbyt żywiołowo :P) do momentu aż ryż 'wypije' cały płyn, wtedy wlewamy kolejną partię i zabawa zaczyna się od nowa. Powtarzamy tę czynność do momentu aż uznamy, że nasz ryż jest absolutnie boski. Powinien być tak jak włoski makaron al dente, kremowy na zewnątrz i twardy w środku. Wtedy zdejmujemy ryż z ognia i dodajemy mój kochany Parmezan, ważne, żeby był naprawdę dobry gatunkowo, wtedy nasze risotto będzie po prostu nieziemskie. Mieszamy całość aż do rozpuszczenia się sera. Wtedy dodajemy jeszcze trochę masła, świeżo mielonego pieprzu i dajemy odpocząć naszemu daniu przez 1-2 minuty. A potem od razu jemy, przecież risotto musi być ciepłe!

At the beginning we need to prepare some stock. I DO NOT AGREE TO USE ANY BOUILLON CUBE, so if you are going to use such a cube, you'd better stop reading that very post at the moment, anyhow your risotto will be failed. The stock can be vegetable, meat or fish, depending on what ingredients you want to add and which flavor to achieve. If you prepare for example a shrimp risotto, you should use the fish stock, but if you are going to make a mushroom risotto then the vegetable stock would be the best possible choice. I usually use the vegetable bouillon, because it makes the flavor of risotto more delicate and additionally adding some appropriate spices and herbs we can make our risotto more essential. After having prepared the stock you can start on making risotto. Fry in a deep pot on some olive oil and butter (there are two schools, some people choose virgin Tuscan olive oil, other ones use creamy butter and I (as a champion of compromises) mix these two schools ;)) finely chopped onion or shallot. It is really important not to overfry it, try to only glaze it, then add the rice, stir and fry the whole for a moment. Each grain should be covered with a layer of fat and thanks to it 'protected'. The next step is to add the wine which winkle out the true character of risotto. Of course, not the whole bottle, usually just a glass, you pour and mix until the rice absorb it. The next stage is the most important one because it requires our attention and MIXING which may discourage someone ;) Begin to pour the stock (important - hot one!), of course, not all at once, little by little. Pour the first batch, stir (gently, not nervously or too vigorously :P) until the rice 'drinks' all the liquid, then pour another batch and the fun starts all over again. Keep repeating this very step until you find your rice absolutely delicious. It should be like Italian pasta al dente: creamy out and hard in the middle. Next remove the rice from the fire and add the Parmesan. It's important to buy a really good one, then our risotto will be just fabulous. Stir the mixture till the moment when the cheese is melted. Then add a little butter, freshly ground pepper and set aside for about 1-2 minutes. And then eat this delicious dish immediately, after all, risotto has to be warm!


Ostatnio przygotowałam risotto truflowe i pomidorowo-pieczarkowo-oliwkowe. Przy przygotowywaniu truflowego dodałam po prostu w końcowej fazie drobno posiekane trufle i zostawiłam trochę do dekoracji. Natomiast przy gotowaniu tego drugiego, na początku podsmażyłam drobno posiekane pieczarki razem z cebulą i czosnkiem, a drobno pokrojone pomidory i oliwki dodałam w końcowej fazie. Ważne żeby składników nigdy nie było za dużo, żeby nie zdominowały boskiego smaku risotto. W prostocie tkwi złoty środek. A można je przygotowywać na naprawdę wiele wiele sposobów. Na przykład z serem gorgozola i orzechami włoskimi, z owocami morza albo grzybami. Wierzę w waszą inwencję twórczą! :) 

Recently I've prepared truffle and tomato-olive-mushroom risotto.  When I was preparing truffle one I added in the final stages finely chopped truffles and left some for decoration. While cooking the latter one at the beginning I fried finely chopped mushrooms with some onion and garlic and I added finely chopped tomatoes and olives in the final stage. The crucial thing to remember when you prepare risotto is not to add toooo many components.  They shouldn't dominate the divine taste of risotto. The simpler the better. You can prepare risotto in many ways. For example with gorgozola cheese and walnuts, seafood or mushrooms. I do believe in your creativity! :)

Photos: Oleszka

Monday 23 December 2013

Christmas within sight...


Dzisiaj oszczędzę już Wam mojej radosnej grafomańskiej twórczości. Przecież nie ulega wątpliwości (przynajmniej na tej szerokości geograficznej), że święta to najpiękniejszy okres w roku. Dlatego już bez żadnych głębszych przemyśleń wracam do kuchni lepić pierogi. 
Zostawiam Was ze zdjęciami absolutnie pięknego Londynu w okresie przedświątecznym i życzę spełnienia najskrytszych marzeń! :)  

I suspect, that you must feel a little bit confused because of lack of my usual sooooo long post. But today I've simply turned away from my joyful and graphomanic writing To be honest, it is absolutely logical (at least at this latitude) that Christmas is the most beautiful time of the whole year, so now without any further thoughts I'm coming back to the kitchen in order to shape dumplings.
I'm leaving you with images of absolutely beautiful London during Christmastime and I hope your dreams will come true! :) 






Photos: Oleszka
Place: London, United Kingdom

Wednesday 18 December 2013

My London impressions part 1

Zważywszy na fakt, że ostatni post był przecież taki 'krótki' i praktyczny, dziś mogę trochę poszaleć (proszę, wybaczcie mi ;)). Niecierpliwym wyjaśniam, że post będzie o mojej przedświątecznej wycieczce do Londynu, ale nie byłabym sobą gdybym na wstępie nie opowiedziała paru niesamowicie 'ciekawych i porywających' historii z mojej przeszłości ;) Do biegu, gotowi, start! 

Considering the fact that the last post was so 'short' and practical, today, I can push the boat out a little (please forgive me ;)). For the impatient: the post will be about my pre-Christmas trip to London, but I wouldn't be myself if I didn't tell you at the outset some incredibly 'interesting and captivating' stories from my childhood ;) Steady? Ready? Go!

Pierwszy raz pojechałam do Londynu gdy miałam trzy miesiące. Mieszkałam tam wtedy pół roku, więc można powiedzieć, że jestem tak trochę '(b)londynką' :) Niestety za dużo z tamtego okresu nie pamiętam, ale przynajmniej cały mój pobyt jest uwieczniony na licznych zdjęciach. Bo musicie wiedzieć, że gdyby 18 temu istniało coś takiego jak blogi to już wtedy byłabym zapewne bloggerką! Moja mama, będąca zapewne pod urokiem kapitalizmu, kupowała mu przeróżne sukieneczki, ubranka, spineczki (tak, tak, od urodzenia byłam nad wyraz owłosiona ;)) a następnie sadzała mnie na kanapie i robiła zdjęcia. Zresztą nie ograniczała się tylko do kanapy, przecież w Londynie jest tyle pięknych parków i innych plenerów! Kolejnym niesamowicie ciekawym zdarzeniem z mojego londyńskiego życia było zgubienie smoczka na Oxford Street. To wydarzenie było iście dramatyczne, ponieważ moje uzależnienie od smoczka było porównywalne do mojego dzisiejszego uzależnienia od gumy do żucia (czyli to naprawdę nie przelewki :p) Najgorzej jednak było, gdy rodzice próbowali odstawić mnie od tego nieszczęsnego smoczka. Powiedzieli, że zjadł go mój ukochany miś. To się dla misia niezbyt dobrze skończyło. Biłam go, wyzywałam, krzyczałam, żeby oddał mi ten smoczek, aż wreszcie rozprułam... (aż się siebie boję :p). Potem do Londynu wróciłam dopiero 10 lat później i niestety znowu pamięć mnie zawodzi. Z całego pobytu pamiętam tylko jeden sklep, który chyba całkowicie mnie pochłonął... a mowa oczywiście o Hamleys. Tyle zabawek, tyle lego, tyle lalek, tyle księżniczek, tyle misiów....,a to wszystko zgromadzone na 7 piętrach! Istny raj, który niestety w wieku 10 lat przysłonił mi cały Londyn. Dlatego wkróciłam tu już pełnoletnia, w najpiękniejszy dla mnie czas czyli ten świąteczny. Przygotowana, z planem, ruszyłam na podbój Londynu! 

When I went to London for the very first time I was three months old. I lived there then about six months, so in a way I'm a little a 'Londoner' :) As you can easily guess I can't remember this very period of my life, but my entire stay was immortalized at least in numerous pictures. I have to let you the cat out of the bag: if 18 years ago something like blogs had existed, long since I would be a blogger! My mom, being probably under the charm of capitalism, was buying me all sorts of dresses, hair-sides (yes, yes, since my birth I have been extremely hairy ;)) and then she sat me down on a couch and took pictures. Otherwise, she didn't restrict to the couch only, after all, in London you can find so many beautiful parks and other lovely settings! Another extremely interesting episode from my London life was losing one of my dummies on Oxford Street. This event was truly dramatic, because you should know that my dummy addiction was comparable to my present chewing gum one (that's why it is not a joke :p). But the worst thing was when my parents tried to make me stop using this fateful pacifier. They told me that my beloved teddy bear had eaten it. That was a really hard time for my favorite toy. I was beating him, screaming at him in order he gave me my comforter, and finally I ripped him... ( I'm starting to be scared of myself :p). Then I came back to London about 10 years later and unfortunately, once again my memory fails. I can remember only one department store from my entire stay. A store which completely dumbfounded me ... and obviously I mean Hamleys. So many toys: lego, dolls, princesses, teddy bears... and all of them are accumulated on 7 floors! Simply paradise which unfortunately overshadowed me then the whole London. That's why I've come back there again, in the most beautiful time for me, of course during Christmastime. Being prepared, with a plan I've marched to conquer London at last! 

Coat - Pinko, leather trousers - Ochnik, scarf - Barbour, shirt - Ralph Lauren 



Nie przepadam za stwierdzeniami typu: 'Byłam parę dni w jakimś mieście i się w nim absolutnie zakochałam, chciałabym tam spędzić resztę swojego życia i tak dalej...'. W moim przypadku kilkudniowy pobyt w nowym miejscu kończy się zazwyczaj mniejszym (lub większym) zauroczeniem, ale od jakiegoś czasu staram się walczyć z tymi uczuciami, ponieważ moja lista ukochanych miast zaczęła się niebezpiecznie wydłużać. 

I'm not fond of statements like: 'I was a few days in a city and I absolutely fell in love with it, I want to spend the rest of my life there and so on and so forth ...'. In my case, spending a few days in a new place usually results in a smaller (or larger) fascination, but for some time I've been trying to fight with these feelings because my list of beloved cities has begun to lengthen dangerously.


Będąc gdzieś przez jakiś krótki czas, nie można prawdziwie poznać tego miejsca, można jedynie odnieść wrażenie, które jest wypadkową zazwyczaj przypadkowych czynników. Dlatego nie chce pisać, że w Londyn jest absolutnie cudowny, bo nie będę w tej kwestii wiarygodna. Mogę za to opisać rzeczy dla mnie ważne, drobiazgi, które dla kogoś mogą nie mieć żadnego znaczenia. Każdy zwraca uwagę na inne rzeczy i to jest wbrew pozorom pé piękne zjawisko. 
Londyn dla mnie to przede wszystkim miasto związane z modą. Uniwersytety (np. St. Martin's College), w których kształciłi się (i kształcą) najlepsi w branży mody mówią same za siebie. Wpływ na całą historię mody, mam tu na myśli przede wszystkim lata osiemdziesiąte, jest niepodważalny. Jednak przede wszystkim trzeba pamiętać o zwykłych ludziach, bo to właśnie w Londynie kilkadziesiąt lat temu ulica i kluby stały się inspiracją dla projektantów i taki stan utrzymuje się do dziś. Wydaje mi się, że Londyn jest właśnie takim miejscem, w którym doskonale widać, że ulica i świat mody to naczynia połączone, jedno ma wpływ na drugie. Podczas mojego pobytu w Londynie udało mi się zwiedzić parę naprawdę ciekawych wystaw (w większości związanych z modą) i mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się coś o nich napisać (przede wszystkim o 'Hello, my name is Paul Smith' w Design Museum i 'Club to Catwalk London Fashion in the 1980s' w Victoria and Albert Museum).  

Having been somewhere for a short time, you are not able to get to know this place deeply, you can only get the impression that is usually the result of random factors. That's why I wouldn't like to write that London is absolutely wonderful, because I would't be credible on this very issue. But instead of it I can describe you the things which are important to me. The little things that for someone might be absolutely meaningless.  Everyone pays attention to other things and contrary to appearances it is really a beautiful phenomenon.
Most of all I associate London with fashion. Universities (eg St. Martin's College), where the best in the fashion industry learned (and still learn), say it all. The impact on the entire history of fashion, I mean primarily the 80s, is undisputed. But most of all it is worth remembering about ordinary people, because it was London where a few decades ago the street and clubs have started to inspire fashion designers. According to me London is such a place where you can see very clearly that the street and the fashion world are like joint vessels, one affects the other. During my stay in London I visited a couple of interesting exhibitions (mostly related to fashion), and I do hope that I will write something about them soon (mainly about 'Hello, my name is Paul Smith' at the Design Museum and 'Club Catwalk London Fashion in the 1980s' at the Victoria and Albert Museum).

Nie chce oczywiście ograniczać roli Londynu do bycia tylko i wyłącznie jedną ze stolic mody (jeszcze nie zwariowałam, poza modą dostrzegam też inne rzeczy... taaak jeszcze jedzenie ;)). A mówiąc bardziej poważnie, niech ten post będzie po prostu miłym wstępem do mojej londyńskiej przygody, inne posty już wkrótce. Zapraszam! :) 

Of course I'm not going to confine the role of London only to be the one of the fashion capitals (Though I am a fashion freak, beyond fashion I can see some other things ... yeah additionally eating ;)). And speaking more seriously, let this post be simply a nice introduction to my London adventure, other posts soon (I hope so). Enjoy! :)







Coat - Pinko, scarf - Barbour, trousers - Zara, sweater - Benetton 
Photos: Oleszka/Mamulka
Place: London, United Kingdom
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...