Tuesday 26 February 2013

Męska koszula, tak po prostu


To takie kompletnie bezsensu, a jednak prawdziwe. Nie mogę zrozumieć jak to możliwe by najzwyklejsza męska koszula noszona przez kobietę nabierała zupełnie innego wyrazu. Bez obrazy drodzy panowie, ale według mnie to właśnie kobieta potrafi wydobyć z tej męskiej części garderoby to co najlepsze (chociaż oczywiście panowie też potrafią wyglądać w niej bosko ;)). Właściwie, jeżeli cała ludzkość miałaby wyglądać tak samo to życzyłabym sobie by wszyscy nosili białą koszulę. W niej nie da się wyglądać źle, pasuje każdemu, jest ponad podziałami.
Niektórzy uważają, że biała koszula to tak zwana "opcja zawsze bezpieczna" dla grzecznych, niewyróżniających się z tłumu dziewczynek, ale według mnie jest wręcz odwrotnie. Do męskiej koszuli potrzeba siły, wręcz charyzmy. To nie jest śliczna sukienka, która sama się obroni. Męska koszula jest wymagająca. Zachwyca tylko na pewnych siebie kobietach, na tych, które nie starają się na siłę, bo wierzą, że to one dodają koszuli uroku, a nie odwrotnie. Przed oczami od razu staje mi Katharine Hepburn, w tej swojej obszernej koszuli, Sharon Stone na gali Oskarów (1998), ubrana w męską koszulę i długą spódnicę czy niezapomniana Uma Thurman w jednej ze scen w 'Pulp Fiction', tańcząca w zwykłej, białej koszuli.

Dzisiejszy post, którego chyba jednak nie można nazwać stylizacją, jest małym wprowadzeniem w temat koszul, można powiedzieć postem bazowym.
To w sumie ciekawa historia. Miało być zupełnie inaczej, elegancko, ale niczym Coco Chanel podczas pewnych wyścigów konnych, uznałam, że potrzebuję czegoś wygodniejszego. Może nie poprosiłam siedzącego obok mężczyzny o zdjęcie koszuli tak jak ona, ale cel został osiągnięty ;)

Czasami nie zawsze wszystko musi być na poważnie, w tym poście gram pewną sielankową scenę, jestem uroczą dziewczyną, która dopiero wstała, pije herbatę i ubrała się w za dużą męską koszulę, tak po prostu ;)



Karl Lagerfeld ~ chciałbym wynaleźć białą koszulę. Niestety jest już obecnie w modzie od jakiegoś czasu.









 



fotograf: Szymon Pawica/Michał Stańczyk

Thursday 21 February 2013

Oleszka w krainie czarów (Gran Canaria) part 1



Wydaje mi się, że już parę razy wspominałam na tym blogu o moich niefortunnych narodzinach w klimacie, który mało mi odpowiada.  Zostałam ewidentnie stworzona do życia w jakiś cieplejszych rejonach, jestem tego pewna! ;) I to nie są oznaki zimowej depresji, ja tak mam cały rok ;) Dlatego jeśli tylko nadarzy się odpowiednia okazja uciekam z zazwyczaj szarej Warszawy w poszukiwaniu słońca, wody i soczystych kolorów! 

Uwielbiam miejsca nieoczywiste, gdzie poznaje się nową kulturę, obyczaje i przede wszystkich tubylców, ale nie oszukujmy się, Wyspy Kanaryjskie nie istniałyby bez turystów i tak naprawdę to oni stanowią większość w nadmorskich miejscowościach (szczególnie niemieccy emeryci ;)). Dlatego próżno tu szukać jakiejś inności, odmienności, wszystko stworzone jest tu pod przyjezdnych. 
Jednak mi w środku zimy naprawdę nie potrzeba dodatkowych rozrywek. I chyba każdy ma tu takie podejście, wszyscy są uśmiechnięci i cieszą się, że zostawili śnieg i pluchę gdzieś daleko za sobą, w takim klimacie zapomina się o wszystkich problemach...;) 
Chociaż warunki pogodowe i szerokość geograficzna raczej na to nie wskazują to Wyspy Kanaryjskie to jednak Europa, Hiszpania, gdzie jest doskonała infrastruktura i ma się poczucie bezpieczeństwa. Za rogiem jest już Afryka, gdzie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Może ja mam po prostu jakieś uprzedzenie, ale każdy mój wyjazd w tamte rejony... (jakby to ująć?) nie był do końca satysfakcjonujący. Kiedy byłam na przykład na Wyspach Zielonego Przylądka (też w sezonie zimowym) wszystko w kurorcie naprawdę zachwycało, ale co z tego, jeśli zaraz obok jest bieda i nędza... świat, który potrzebuje jeszcze wielu lat, żeby dojść do jakiegoś poziomu. A trzeba dodać, że Wyspy Zielonego Przylądka to i tak względnie dobrze sobie radzące, niewielkie, demokratyczne państwo. O ile o rozwój dalekowschodnich państw się nie martwię to ten rejon świata będzie jeszcze według mnie przez bardzo długi czas daleko z tyłu. 
  
Wracając do Wysp Kanaryjskich, od trzech lat co ferie jeżdżę na Gran Canarię. Wcześniej odpoczywałam w Maspalomas, ale w tym roku pojechałam do Puerto Rico i szczerze mogę polecić tę drugą miejscowość. W Maspalomas są naprawdę piękne wydmy i plaże, ale dodatkowo wiatr i trochę kapryśna pogoda. Natomiast Pueto Rico jest całe otoczone przez góry, przez co powstał w tym miejscu pewien mikroklimat, który objawia się brakiem wiatru i zawsze piękną pogodą. Przez cały mój pobyt, dzień w dzień świeciło słońce, co w miesiącach zimowych nie jest takie oczywiste. 

Gran Canaria to dla mnie zawsze pyszne jedzenie, świeże i pyszne ryby, warzywa, przyprawy, owoce..., piękny turkusowy odcień morza, słońce i kolorowe kwiaty na tle błękitnego nieba - taki mały nierzeczywisty świat zimą, z którego nie chce się wracać ;) 

Sweterek - I LOVE H81, spodenki - Topshop


Sukienka - I LOVE H81








Sweterek – Intimissimi, spódnica – Forever21








Bluzka– Forever21



Bluzka– Forever21






Fotograf: Mamulka/Oleszka
Miejsce: Gran Canaria

Tuesday 12 February 2013

W sidłach 'małej czarnej'



Trzeba przyznać, że 'mała czarna' odniosła sukces jakiego sama chyba nigdy się nie spodziewała. Każda, dosłownie każda gazeta czy magazyn, przeznaczony stylowi, modzie, urodzie, raz na jakiś czas odświeża temat 'małej czarnej', bo to jest swego rodzaju 'pewniak', niewyczerpalne źródło inspiracji. Cały przemysł modowy stworzył wokół tej prostej sukienki pewną aurę niezwykłości i uczucie pożądania, bo każda kobieta szuka tej jedynej, czasami przez całe życie...
Zastanawiam się czy taka 'idealna mała czarna' w ogóle istnieje. Powinna być klasą samą w sobie, nie wymagać żadnych dodatków, pasować na każdą okazję, sprawiać, że właścicielka czuje się wygodnie, kobieco, elegancko, dodawać pewności siebie... i tak długo dalej. A może wymagamy niemożliwego? Mamy zakodowane: to ma być coś wyjątkowego, sukienka na całe życie, tylko dla Ciebie, w której zakochałaś się od pierwszego wejrzenia. Może niektórym szczęściarom uda się kiedyś znaleźć tę jedyną, ale jak dla mnie żądamy czegoś niewykonalnego, odczuć porównywalnych przynajmniej z haute couture.
Każda kobieta (chociaż oczywiście niektóre zaprzeczają...) chce wyglądać pięknie i poczuć się czasami jak prawdziwa dama. Widzi gwiazdy w zjawiskowych sukniach, modelki w kolorowych magazynach, wszystkie są piękne, szczęśliwe i bogate, bo mają tę sukienkę, tę jedyną, magiczną 'małą czarną'. Przekaz jest prosty, ty też możesz czuć się podobnie, potrzebujesz tylko takiej sukienki. I tak przez całe życie błądzisz po sklepach szukając podświadomie prawdziwego cudu, który odmieni twoje życie na lepsze.



Chcemy by to strój zapewnił nam sukces, ale tak naprawdę to nasza pewność siebie w danym ubraniu sprawia, że staje się ono naszym sprzymierzeńcem. Trzeba wierzyć, że w danej chwili to ty wyglądasz wyjątkowo, inni też uwierzą. Coco Chanel się udało. Czasami trzeba być bezczelnym. Kiedy klasyczny projektant mody, Paul Poiret spotkał Madame Chanel ubraną w jedną z jej pierwszych 'małych czarnych', zapytał: 'Madame, po kim pani nosi żałobę?' Coco odparła: 'Po panu, monsieur'.









Sukienka - Mango, zegarek, pierścionek - DKNY, naszyjnik - Nour London

Fotograf: Mamulka
Miejsce: Gran Canaria
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...