Przyszedł czas by się pochwalić na blogu moją pewną nową umiejętnością :) Trzy ostatnie tygodnie wakacji spędziłam w niezwykle uroczym towarzystwie maszyny do szycia. Czyli (jak nietrudno się domyślić) brałam po prostu udział w kursie szycia dla początkujących. Głównym powodem zapisania sie na ten kurs był mój obłęd w oczach, kiedy po odpadnięciu guzika kompletnie nie wiedziałam co mam (ze sobą, z guzikiem, z igłą, z nitką... ze wszystkim) zrobić :p
It is high time I crowed about my brand new skill on my lovely blog :) The last three weeks of my vacation I spent being accompanied by a really quaint sewing machine. As you can suppose, I was participating in a sewing course for beginners. The main reason of having taken part in that very course was the madness in my eyes when after having fallen off of a button I didn't completely know what to do (with me, the button, a thread, a needle... simply with every little thing) :p
A tak bardziej poważnie, było mi po prostu wstyd, że choć rozpowiadam wszystkim, że interesuję się modą, wszystkimi jej aspektami, to nie mam zielonego pojęcia na temat procesu powstawania ubrań.
Kurs przebił moje oczekiwania, bo zakładałam, że będę potrafiła szyć. Potrafię. Ale to doświadczenie nauczyło mnie wbrew pozorom czegoś ważniejszego niż samej sztuki szycia (bo nie ulega wątpliwości, iż to jest sztuka).
Na samym początku prowadząca kurs powiedziała, że nie jest krawcową tylko czarodziejką i że my też zostaniemy czarodziejkami. I choć początkowo samo określenie wydawało mi się trochę śmieszne, to teraz jestem przekonana, że osoby zajmujące się produkcją ubrań, mają jakieś nadprzyrodzone moce ;) Naiwnie myślałam, że wystarczy trochę wyobraźni, zdolności, ewentualnie dobrych chęci i już można projektować ubrania a potem je szyć. Jednak nie, to niestety nie jest takie proste. Cały proces powstawania ubrań to współpraca wielu utalentowanych ludzi. Zanim papierowa wersja stanie się rzeczywistą kreacją, musi przejść jeszcze wiele innych etapów. Tu każdy milimetr, każdy kąt, każda linia jest ważna, konstytucji ubioru człowiek uczy się latami.
And now more seriously, it was shaming that though I claim that I am interested in fashion, in all its aspects I haven't got the slightest idea about the process of making clothes.
I must say that the course has topped my expectations, because I assumed that after it I would be able to sew. And I really am. But this experience has taught me something more, not only the art of sewing (there is no doubt that it is really the art).
At the beginning of the course our teacher said that she wasn't a sewer but a real enchantress and that we would became enchantresses as well. Although first this definition seemed to be a little bit ridiculous, now I am truly convinced, that people who create clothes have some supernatural powers ;) I was a fond believer that some imagination, skills and best will would be enough to design and then sew clothes. But not, it isn't unfortunately so easy. The whole process of making clothes is the collaboration of many gifted people. Before a paper version becomes this real target cloth, it has to go through many steps. Every millimetre, every angle, every line is important, the construction of clothes you have to learn through years, truly long ones.
And now more seriously, it was shaming that though I claim that I am interested in fashion, in all its aspects I haven't got the slightest idea about the process of making clothes.
I must say that the course has topped my expectations, because I assumed that after it I would be able to sew. And I really am. But this experience has taught me something more, not only the art of sewing (there is no doubt that it is really the art).
At the beginning of the course our teacher said that she wasn't a sewer but a real enchantress and that we would became enchantresses as well. Although first this definition seemed to be a little bit ridiculous, now I am truly convinced, that people who create clothes have some supernatural powers ;) I was a fond believer that some imagination, skills and best will would be enough to design and then sew clothes. But not, it isn't unfortunately so easy. The whole process of making clothes is the collaboration of many gifted people. Before a paper version becomes this real target cloth, it has to go through many steps. Every millimetre, every angle, every line is important, the construction of clothes you have to learn through years, truly long ones.
Jestem teraz w kropce. Moje już w miarę ukształtowane 'modowe' poglądy kłócą się z tym co widziałam, czego doświadczyłam na kursie. Jako przeciwniczka masowej produkcji chciałam walczyć o lepszą jakość, o przyszłość dla małym firm, które wcale nie aspirują do pozycji tych światowych. Chciałam by wrócił bezpośredni kontakt między klientem a producentem, by ten cały łańcuszek pośredników radykalnie się skrócił.
Teraz jednak widzę, że masowa produkcja w branży odzieżowej jest tym czym produkcja taśmowa wprowadzona przez Forda. Obie zmieniły świat. Na lepsze czy na gorsze? To na pewno zależy od punktu widzenia, ale wydaje mi się, że patrząc obiektywnie przeważają jednak zalety. Można się denerwować, że jakość nie taka, że ubrania niewymiarowe, że wszystkie takie same, że produkowane w nieludzkich warunkach i tak dalej... Ale prawda jest taka, że dzięki produkcji w wielkich fabrykach z nowoczesnymi maszynami, gdzie każdy pracownik wykonuje tylko jedną konkretną czynność, koszty redukują się kilku- a nawet kilkunastokrotnie. Gdyby jedną rzecz miała od początku do końca wykonać tylko jedna konkretna krawcowa, to nawet nie wyobrażam sobie jak bardzo jej cena musiałaby wzrosnąć. Nie wspominając już o wcześniejszych etapach w produkcji ubrań, to samo szycie jest niesamowicie czasochłonną i trudną czynnością. Podczas kursu udało mi się uszyć trzy rzeczy - sukienkę, marynarkę i spodenki, doskonale pamiętam jak żmudna i skomplikowana była to praca (chociaż teraz za żadne skarby nie oddałabym tych rzeczy ;)). Można się oburzać, że nawet marki luksusowe przestawiły się na masową produkcję, ale czemu tu się dziwić skoro dzięki zaawansowanym technicznie maszynom ubrania są produkowane opłacalniej, poza tym samo wykonanie często jest lepsze od wykonania rzeczy produkowanych ręcznie.
Now I am in a fix. My reasonably formed 'fashion' views conflict with the things I have seen and experienced during the course. As an opponent of the mass production I wanted to strive for better quality, for the future of small brands which don't aspire to become global ones. I wanted the return of this direct contact between the customer and the manufacturer, and the abridgement of the middlemen chain.
But now I am aware of that plain fact that mass production has the same influence on the fashion industry as Henry Ford's revolution on automobile one. Both of them have changed the world. But into better or worse? It depends obviously on the point of view, but looking objectively I think that advantages outweigh. You can keep complaining that the quality is bad, clothes are unsuited, all of them are pretty the same, produced in inhuman conditions and so on and so forth... But the truth is that thanks to producing in these really large factories with modern machines, where every employee does one particular activity, costs can be incredibly reduced. If a single sewer produced the whole item of clothes from start to finish, then (it is even hard to imagine how much) the price would have to rise. Even without mentioning about earlier steps of producing clothes, the sewing itself is tremendously hard and time-consuming. During my course I managed to sew three items - a dress, shorts and a jacket. I can recall perfectly well how strenuous and complicated that work was (but know I wouldn't give them away for quids ;)). You can resent that even luxurious brands have shifted gear on the mass production. But it comes as no surprise since thanks to advanced technically machines the clothes are produced more profitable and what's more the workmanship of them is often better than these handmade products.
coat - Max Mara, jumpsuit - Guess by Marciano
|
Szycie na miarę, małe manufaktury, współpraca projektanta z klientem to rozwiązania piękne, ale nie na skalę globalną. Niestety nic nigdy nie jest czarno-białe i warto o tym pamiętać gdy po raz kolejny chce się coś skrytykować. Bardzo wdzięcznym tematem do narzekania jest polska moda. Że nijaka, że nieświatowa, że nigdy się nie wybije, że za droga, że w zasadzie tylko kopiujemy od lepszych w branży. Moje nastawienie do polskiej mody też nie było nigdy zbytnio entuzjastyczne, lecz teraz trochę zmieniło się. Dostrzegam zarówno jej dobre jak i złe strony, ale przede wszystkim staram się zrozumieć tych wszystkich (zazwyczaj młodych) projektantów. Polska to kraj trudny i niewdzięczny jeśli chodzi o rynek mody. I nic w tym dziwnego, moda polska jest tak samo młoda jak polska demokracja i tak jak nie mamy jeszcze rozwiniętej kultury politycznej, tak nasza 'modowa tradycja' zaczyna dopiero raczkować. Obie strony są w trudnej sytuacji. Polski konsument nie może zrozumieć dlaczego ma przepłacać za jakąś polską markę skoro może kupić to samo w jakiejś sieciówce za niższą cenę. A jeśli już może sobie pozwolić na wydanie większej sumy to zamiast polskiej woli kupić jakąś światową markę, która zapewni mu dodatkowo prestiż społeczny. Natomiast polski producent/projektant choćby bardzo chciał to po prostu nie może obniżyć cen, ponieważ nie pozwalają mu na to koszty produkcji. Produkuje na małą skalę, bo krąg klientów jest mały, a taka produkcja jest niestety mało opłacalna. Kiedy uda mu się znaleźć sponsorów, klienci są oburzeni, bo przecież 'sprzedał' swoją niezależność. Wniosek jest jeden - na razie jest trudno. Ale jednocześnie z roku na rok jest coraz lepiej. Na szczęście nie brakuje w Polsce młodych entuzjastów, ktorzy chcą odmienić polski rynek mody.
Tailor-made clothes, small family manufactures, the cooperation of the client and the manufacturer - these solutions are really beautiful but unfortunately not for the global scale. Nothing is only in black and white and it is worth remembering that when again you feel like criticising something. One of the good themas for complaining is the Polish fashion industry. The most popular blames against it: dull, featureless, unable to push itself forward, too expensive, only able to copy other better brands. My attitude towards Polish fashion has never been overenthusiastic, but now some things have changed. I can see both good and bad sides of it, but most of all I'm trying to understand all of these (usually young) designers. Poland is a really hard and invidious country for the fashion industry. But it comes as no surprise, Polish fashion is equally young as Polish democracy and as our political culture is backward, our 'fashion tradition' has just begun crawling. Both sides are on the rack. Polish consumer is unable to understand why he has to pay through the nose for a Polish brand since he can buy something similar in any high-street shop for a much lower price. And if he can afford to spend more money then he will choose a global brand instead of Polish one, mostly because of the social prestige. And a Polish manufacturer/designer (even if he does want) can't reduce prices because of too high production costs. He produces on a small scale, because his clients circle is small. And such a way of producing is unfortunately uneconomic. When he succeeds in finding sponsors, consumers will resent him of doing it saying that he has 'sold' his independence! The conclusion is simple: for now it is hard. But at the same time year by year it is becoming better and better. Luckily we can't complain of a lack of young enthusiasts who are eager to change the Polish fashion industry.
Tailor-made clothes, small family manufactures, the cooperation of the client and the manufacturer - these solutions are really beautiful but unfortunately not for the global scale. Nothing is only in black and white and it is worth remembering that when again you feel like criticising something. One of the good themas for complaining is the Polish fashion industry. The most popular blames against it: dull, featureless, unable to push itself forward, too expensive, only able to copy other better brands. My attitude towards Polish fashion has never been overenthusiastic, but now some things have changed. I can see both good and bad sides of it, but most of all I'm trying to understand all of these (usually young) designers. Poland is a really hard and invidious country for the fashion industry. But it comes as no surprise, Polish fashion is equally young as Polish democracy and as our political culture is backward, our 'fashion tradition' has just begun crawling. Both sides are on the rack. Polish consumer is unable to understand why he has to pay through the nose for a Polish brand since he can buy something similar in any high-street shop for a much lower price. And if he can afford to spend more money then he will choose a global brand instead of Polish one, mostly because of the social prestige. And a Polish manufacturer/designer (even if he does want) can't reduce prices because of too high production costs. He produces on a small scale, because his clients circle is small. And such a way of producing is unfortunately uneconomic. When he succeeds in finding sponsors, consumers will resent him of doing it saying that he has 'sold' his independence! The conclusion is simple: for now it is hard. But at the same time year by year it is becoming better and better. Luckily we can't complain of a lack of young enthusiasts who are eager to change the Polish fashion industry.
Szczerze mówiąc te całe powyższe wyżalenia miały być tylko wstępem do dzisiejszego posta. Ale jak zwykle wyszło inaczej ;) Miało być o płaszczach, takich miękkich, ciepłych, ogromnych. O tym, że są jedynym jasnym punktem w tym całym mroźnym i ponurym zimowym czasie ( oczywiście oprócz miesiąca przed świętami i samymi świętami ;)). No nic, idę opatulić się w płaszcz i wyruszam na poszukiwanie kolejnych niepowtarzalnych ozdób choinkowych (taaak, to jest moje kolejne uzależnienie i na dodatek niebezpiecznie, bo w zeszłym roku moja choinka przewróciła się od nadmiaru bombek ;)).
Frankly speaking all these confessions mentioned above were to be an introduction to my today post. But as always it has come out completely differently :) I was to write about coats, these soft, warm, silken ones which are the only one bright spot during this frosty and dark wintertime ( the only exception is the month before Christmas and the Christmastime of course ;)). Ok, I'm wrapping myself in one of my favourite coats and I'm setting off for searching for other inimitable, striking Christmas decorations (yes, this is my another addiction and additionally very dangerous one - last year my Christmas tree fell over because of an excess of Christmas balls ;)).
coat - Hugo Boss, shirt - Tommy Hilfiger, necklace - vintage shop in LA, trousers - Zara, shoes - Vince Camuto
|
Place: Warsaw, environs of Hoża Street
Photos: Weronika Kowalczyk, Sebastian Zieliński
Boski naszyjnik vintage! Też taki chcę;)
ReplyDeletejesteś na profilu mat-geo? czy warto? rozważam przeniesienie się do innej szkoły, która jest bliżej mojego domu., Dziennie marnuję 3 godziny na dojazd. Jestem teraz na profilu humanistycznym i czuję, że zrobiłam błąd idąc do tej szkoły. Czy warto przenieść się do szkoły z trochę niższym poziomem? Czytałam gdzieś tutaj, że chodzisz na mat-geo...wiem, że piszesz w tym roku maturę, warto?
ReplyDeleteTak, jestem na profilu mat-geo i jestem z niego bardzo zadowolona. Wybór profilu zależy od tego co chcesz zdawać na maturze i potem studiować. U mnie w klasie większość osób wybiera się na studia ekonomiczne lub prawnicze, a rozszerzają najczęściej matematykę i geografię. Ja zdaję rozszerzoną: matematykę, WOS, angielski i niemiecki. Warto wybrać taki profil, który potem ułatwi nam zdanie matury. Znam parę osób, które na przykład z profiu humanistycznego chcą zdawać na politechnikę albo z mojego mat-geo na medycynę i jest im sto razy trudniej niż osobom na właściwym profilu. Dlatego według mnie powinnaś po pierwsze zastanowić się nad tym co chcesz zdawać i potem robić w przyszłość. Jeśli dojazd jest czasochłonny i męczący to może warto się przenieść. Moim zdaniem trochę niższy poziom nie powinien być przeszkodą dla osób, które naprawdę chcą się uczyć i coś osiągnąć. Z drugiej strony lepsza szkoła potrafi też bardziej motywować do nauki. Rozważ wszystkie za i przeciw i podejmij właściwą decyzję :) Jeśli obecna szkoła i profil Cię męczą to według mnie warto pomyśleć o jakiejś zmianie. A profil mat-geo jak najbardziej polecam :)
DeletePowodzenia :)
A ty na jakie studia się wybierasz?:)
DeleteZarządzanie, biorę pod uwagę 7 uczelni w Niemczech, Austrii i Szwajcarii, ale moja wymarzona jest w St. Gallen :)
Deletea jeśli miałam słaby wynik z matematyki na testach gimnazjalnych to sobie poradzę? miałam bardzo słabą nauczycielkę z matematyki, która mało mnie nauczyła... teraz jestem na profilu humanistycznym i jest całkiem nieźle z matematyką, nadążam. Mam zamiar jeszcze chodzić na jakieś dodatkowe zajęcia, warto przenieść się po 3 miesiącach?
DeleteHmmm...wydaje mi się, że jak będziesz przez te trzy lata liceum regularnie pracować nad matematyką to powinnaś sobie poradzić na maturze. Według mnie wszystko można wypracować (oczywiście jak jest się regularnym, a z tym czasami jest problem - wiem z własmego doświadczenia ;)). Druga sprawa jest taka, że musisz zdecydować na jakie chcesz iść studia i czy koniecznie potrzebujesz na nie rozszerzoną matematykę. Bo profil mat-geo nie oznacza od razu, że musisz zdawać matematykę. A oceny w liceum (doszłam do tej mądrości życiowej dopiero w trzeciej klasie) nie są ważne, liczy się przede wszystkim to by być naprawdę nauczonym. A te trzy miesiące według mnie nie są jakąś dużą przeszkodą, teraz to może wydawać się dużo, ale tak naprawdę te pierwsze miesiące w nowej szkole są mało ważne, przeznaczone w głównej mierze na integrację klasy, przystosowanie się do nowej szkoły i tak dalej (chociaż to też jest oczywiście potrzebne).
DeleteRadzę Ci żebyś zastanowiła się nad tym co tak naprawdę Cię ciekawi i co chciałabyś robić w przyszłosci. Bo nie warto zmuszać się do czegoś na siłę :) Życzę Ci dużo szczęścia! :)
Dziękuję bardzo za rady :) ciekawi mnie bardzo geografia właśnie, ale boję się, ze nie poradzę sobie z matematyką, czy ona na rozszerzeniu jest bardzo trudna? Nie ukrywam, ze nauka historii jest bardzo czasochlonna, a matematykę wystarczy zrozumieć i polubic :)
DeleteNie będę ukrywać, że rozszerzona matematyka jest dość trudna (przynajmniej dla mnie ;)), wydaje mi się, że w matematce najważniejsza jest regularność i robienie zadanek (zaniedbałam to trochę na początku liceum, dlatego teraz muszę trochę więcej pracować), oczywiście dobre nastawienie też jest ważne! :) Dlatego myślę, że jak się dobrze nastawisz i będziesz regularnie od początku liceum pracowć to maturę zdasz bardzo dobrze :)
DeleteJutro składam papiery już do mojej nowej szkoły, na mat- geo. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować i bardzo Ci dziękuję za rady
Deleteboski naszyjnik vintage ;) też taki chcę ;) pooozdrawiam! ;*
ReplyDeletePiękne zdjęcia!Czy to na pewno Warszawa, a nie Mediolan ;))?
ReplyDeletePozdrawiam i życzę powodzenia!!!
Każdy post jest bardzo sensowny i wartościowy, zdjęcia szczególnie to odzwierciedlają:)
ReplyDeleteDziękuję za miłe komentarze :)
ReplyDeleteJa też lubię płaszcze!!!
ReplyDeleteCzekam na kolejne posty!
Ojej. Ale fajny blog! Skąd bierzesz pomysły?
ReplyDeleteBardzo mi miło! :) Trudno odpowiedzieć mi na takie pytanie, bo pomysłów mam zawsze naprawdę dużo, tylko trochę gorzej z czasem na ich realizację. W postach zawsze staram się opisywać i pokazywać to, co sama chciałabym oglądać, ważne żeby robić coś w zgodzie ze sobą i dla własnej przyjemności, wtedy wydaje mi się, że pomysły zawsze będą :)
Delete